minimalizm

Minimalizm, czyli sztuka odejmowania

Pewien mędrzec powiedział, że doskonałość to stan, w którym nic już nie można odjąć. A jednak – paradoksalnie – większość ludzkich dążeń nakierowanych jest na to, by mieć więcej – w wymiarze materialnym i nie tylko. Z drugiej strony można zauważyć, że coraz więcej osób odkrywa w sobie tęsknotę do minimalizmu. Może dlatego, że trudno jest osiągnąć w życiu wewnętrzny spokój i harmonię, jeśli całe nasze życie koncentruje się wokół obsługi niezliczonej liczby spraw i rzeczy. Czy zyskujący na znaczeniu minimalizm może więc stanowić jakąś odpowiedź na uczucie przytłoczenia, które przynajmniej od czasu do czasu towarzyszy wielu z nas?

Największe zło: chcieć więcej.
Największy pech: niezadowolenie.
Chciwość jest przekleństwem życia.
Wiedzieć, ile wystarczy
wiedzieć to wystarczy (Lao-Tsy) [1]

Żyć lekko… lżej… minimalistycznie

Pamiętam, jak w dzieciństwie jeździliśmy z rodzicami nad morze fiatem 126p. Jak wiesz, nie było to zbyt pojemne auto, więc walizki woziło się na dachu samochodu. Oczywiście były dobrze przymocowane, ale jako dziecko bardzo martwiłam się, że spadną. Z centralnej Polski podróż nad morze trwała wtedy dość długo. Nie było autostrad, a maluch jeździł niezbyt szybko. Ale ja przez całą drogę byłam bardzo zajęta patrzeniem przez szyby i pilnowaniem, czy walizki nie spadają z dachu, co niezwykle mnie męczyło i stresowało.

O ileż ta podróż byłaby dla mnie wtedy przyjemniejsza, gdybym nie martwiła się o te wszystkie walizki! Jakkolwiek dziś, z perspektywy swojej zaawansowanej dorosłości, postrzegam to moje dziecięce pilnowanie walizek jako nieracjonalne, to jednak widzę w tej historii doskonałe odzwierciedlenie prawdy, że im więcej rzeczy i spraw mamy do przypilnowania, zrobienia, zorganizowania itp., tym więcej stresu i mniej spokoju jest w naszym życiu.

Funkcjonujemy w kulturze konsumpcyjnej i maksymalistycznej. Zewsząd jesteśmy motywowani, żeby kupować i konsumować coraz więcej. Każdego dnia musimy zmierzyć się z wszechogarniającym nadmiarem w każdym wymiarze codzienności. To nas obciąża. Nie jesteśmy jednak całkowicie bezradni wobec nadmiaru. Musimy tylko uwierzyć, że bez wielu rzeczy, które mamy lub chcielibyśmy mieć, możemy sobie doskonale poradzić. A co więcej – możemy być bez nich całkowicie szczęśliwi.

Co tracisz, gdy zyskujesz?

Każda nowa rzecz obok zastrzyku przyjemności przynieść jednak może wiele negatywnych konsekwencji, takich jak: strata pieniędzy, strata miejsca i… coraz większy apetyt na posiadanie.
Oczywiście – rzeczy są nam potrzebne, pomocne, ale chyba prawie wszyscy mamy tendencję do posiadania ponad miarę. W skrajnych przypadkach prowadzi to do uzależnienia od przyjemności kupowania i zakupoholizmu, który miewa rujnujący wpływ na życie…

Minimalizm jako styl życia

Minimalizm jest dla mnie jedną z dróg do wewnętrznego spokoju i osobistego szczęścia. Ścieżkę w kierunku MNIEJ oraz sposób życia, w którym więcej jest odejmowania (zwłaszcza rzeczy) niż dodawania, odnalazłam wiele lat temu i od tej pory rzadko z niej zbaczam.

Swoją przygodę z odejmowaniem rozpoczęłam od szafy – zniknęły z niej ubrania, których dawno na siebie nie zakładałam, oraz wszelki nadmiar. Zostały rzeczy najpotrzebniejsze i… sporo przestrzeni. Każde ubranie stało się jakby bardziej ważne, zniknęły też rozterki, w co się ubrać, bo nie ma zbyt wielkiego wyboru.

Po ubraniach przyszedł czas na nadmiar biurowych przyborów – zniknęła większość długopisów, ołówków, linijek czy spinaczy biurowych. Nic nie straciłam – przecież nie umiałabym pisać kilkoma długopisami jednocześnie.

Z wszelkich papierów pozostały przede wszystkim te, które mają moc urzędową – dyplomy i umowy. Inne – jeśli zawierały bardzo ważne lub interesujące dla mnie treści – zostały zeskanowane, pozostałych się pozbyłam…

Pozbyłam się także dziesiątek czasopism i płyt oraz prawie wszystkich zajmujących szuflady szpargałów. Nie brakuje mi ich. Jest więcej przestrzeni, łatwiej zachować porządek.
Właściwie jedynym wyjątkiem są książki, nadal mam ich dużo.

Rzeczy osobiste bez kłopotu spakowałabym do dwóch walizek. To bardzo ułatwia przeprowadzki, których w moim życiu było już niemało.

Gdy udało mi się pozbyć nadmiaru rzeczy, zauważyłam, że także bez większości usług abonamentowych doskonale mogłabym się obyć. Nie kontynuowałam więc m.in. umowy na telewizję kablową – zupełnie tego nie żałuję (w TV i tak nie znajdowałam niczego dla siebie).

To wszystko jednak stanowiło tylko kawałek drogi do minimalizmu… i to ten najłatwiejszy. Bowiem sztuka odejmowania to też zdolność odcięcia przywiązań, niekorzystnych nawyków czy wszelkiego typu uzależnień, które – tak samo jak niepotrzebne rzeczy – stanowią obciążający balast… Pewnie dopiero „odłupanie” od siebie setek niepotrzebnych rzeczy, ale i nawyków, psychicznych przywiązań może zbliżyć do pełni wewnętrznej wolności – stanu ducha, w którym nic już nie pozostało do odjęcia.

Prostota jako antidotum

Dominique Loreau w książce Sztuka prostoty przekonuje, że prostota rozwiązuje wiele problemów, a przede wszystkim pozwala stworzyć miejsce dla spraw najważniejszych. Ograniczenie liczby otaczających nas rzeczy pozytywnie przekłada się na jakość egzystencji.

Czy natłok spraw i rzeczy nie odbiera nam zbyt wiele energii i czasu?

Nasz dom ma za zadanie przywracać nam energię, równowagę, witalność, więc tak ważne jest, by odpowiednio się o niego zatroszczyć i nie pozwolić, by przyduszał nas ogrom przedmiotów.

Nie uznawaj przedmiotów za ważniejsze od pracy, spokoju, piękna, wolności – od samego istnienia (Dominique Loreau)[2].

Minimalizm to sposób na życie, który proponuje Ci odcinanie niepotrzebnych balastów od łodzi Twojego życia. Bo płynie się wtedy znacznie lżej…


[1] Lao-Tsy, Tao Te King, czyli Księga drogi, Sic!, Warszawa 2010

[2] D. Loreau, Sztuka prostoty, Czarna Owca, Warszawa 2008

O autorce
dr Anna Obrębska-Woźniczka

Z pasji i wykształcenia jest językoznawcą – doktorem nauk humanistycznych i magistrem filologii polskiej. Ukończyła także wiele kursów dotyczących m.in. informatyki (dyplom technika informatyka), marketingu, coachingu, a także zdrowia i dobrego samopoczucia w ujęciu holistycznym. Aktualnie pracuje jako redaktor językowy i wydawca. Na blogu Primum Verbum dzieli się wiedzą i przemyśleniami dotyczącymi zagadnień, które są jej najbliższe.