Opis
Książka zawiera czternaście opowieści. O Łodzi. Dla Łodzi. Przeciw Łodzi. Czternaście historii. Prawdziwych. Zmyślonych. Z pogranicza jawy i snu. Z nich wyłania się obraz miasta: w dużej mierze przerysowany, karykaturalny, paradoksalny, a jednak niepozbawiony elementów rzeczywistych, realnych, prawdziwych.
Rzeczywistość przedstawiona w zbiorze jest bowiem ponura i szara – budzi obrzydzenie, rodzi strach. Słowa zawarte w książce – dobitne i nierzadko wulgarne – pozwalają zagłębić się w mniej reprezentacyjne części miasta, poznać fakty, skrywane na ogół przed przyjezdnymi, pomijane we wszelkiego rodzaju przewodnikach i albumach. Unaoczniają świat brutalny, pełen nienawiści, patologii, świat bez perspektyw, który realnie oddziałuje na ludzi, mieszkańców miasta zmagających się już z losem, własnymi lękami, oczekiwaniami i ambicjami innych.
Bezsilność i beznadzieja miejsca wkrada się w życie sfrustrowanych, lękliwych ludzi, również młodych, skazanych na istnienie, nad którym nie mogą przejąć kontroli. Skazani na porażkę.
Czternaście opowieści.
O Łodzi. Dla Łodzi. Przeciw Łodzi.
Obnażenie. Uwznioślenie. Zmyślenie.
Żonglerka słowna. (A)fabularne akrobacje.
Opowiadania, które żuć można jak żelki, i historie, co wybuchają pod skórą.
Spis treści
Małgorzata Pawlak
Substancje smoliste
Marta Chylińska
Dziś możliwe smoki nad Pogonowskiego
Anna Maria Guziewska
Ławka
Edyta Zajdlic
Babka na zimno
Magdalena Rumieniecka
Pojęcie względne
Paulina Bochen
Nikt
Roksana Milczarska
Janka
Natalia Wolska
Nie rozglądaj się
Kamil Mazerant
Należy spożyć przed
Olga Kuropatwa
Krótka historia rozpadu
Sara Malong
W centrum uwagi
Adam Buczyński
Nieuchwytność snów
Aleksandra Jaworska
W ich oczach
Michalina Rojewska
Warunki biometeo
Fragmenty
To nie jest tak, że ja Łodzi nienawidzę. Nienawidzę z całego serca tego, za co ją szanuję. „Kocham twą urodę złą” – tak pisał Tuwim. Lubię uczucie strachu, kiedy wchodzę w ciemne uliczki, co więcej – skręcam w nie z premedytacją. Prowokuję najebaną młodzież. Słucham ich ryku strachu i dominacji. Krzyczą, bo inaczej nikt ich nie słucha. Krzyczą, bo sami się boją. Biją, bo wtedy czują się częścią tego miasta. Chcę, żeby sprali mnie po mordzie. Chcę poczuć każde ich uderzenie na twarzy. Każdy kolejny cios pozbawi mnie grzechów teraźniejszości. Każda kolejne uszkodzenie ciała utwierdzi mnie w przekonaniu, że je-stem częścią tego miasta. Jestem tak samo ważny jak Piotrkowska, jak kościoły. Jestem Manufakturą a zaraz staję się kamienicami, blokowiskami z odpadającym tynkiem, z grzybem na ścianach. Podpuszczam, żeby jeszcze bardziej się do nich upodobnić. Pamiętaj, że najważniejsze jest to, żeby nie podnieść rąk, żeby się nie bronić, bo wtedy przerwiesz rytuał.
Znam miejsca, w których stoją zawsze. Znasz te punkty. Abramowskiego, Wschodnia, Limanka, Włókiennicza. Ulic jest wiele. Procedura ta sama. Wystarczy wejść, krzywo spojrzeć. Zaczynamy pokaz.
Tkanki miejskie naznaczone są odmiennymi śladami zębów, ale w gruncie rzeczy wszystkie wyglądają podobnie. W każdym mieście znajdziesz miejsca oblewające pogruchotane serca miodem i okolice, które swą brzydotą podbiją ci oczy. Tylko parę kluczowych budynków pozwala określić, gdzie jesteś, gdy wyrzucą cię którejś nocy z pędzącego samochodu. Jeśli wyjść poza obszar znaczony tymi architektonicznymi pinezkami, żadne wskazówki nie zaprowadzą cię do domu. Możesz go sobie co najwyżej narysować długopisem na wymiętym paragonie, który znajdziesz w kieszeni. Możesz zadzwonić do mamy, ale telefon odpowie ci tylko głuchym piskiem. W Łodzi szlaki wyznaczają ekskrementy i uryna. Trajektorie ruchu kreślone są brudem: uliczki najbardziej zasrane zaprowadzą cię do domu. Tutaj jak Jaś lub Małgosia znakuje się ścieżki, tylko zamiast okruszkami – niedopałkami papierosów. Tu znakuje się teren jak robią to psy i koty – dlatego nad miastem pulsuje żółta poświata blasku.
Płacz? No tak, to wciąż oni. Ile można? Nadal zastanawia mnie, czy tylko szukają pretekstu, czy świat jest taki zabawny. Jeśli jest, też chciałabym go takim widzieć. Byle nie popadać ze skrajności w skrajność. Pesymizm? Nie, to nie pesymizm. Skrajny optymizm jest jak choroba psychiczna. Jak można dostrzegać we wszystkim lepszą stronę? Nie da się. Nikt chyba tak naprawdę w to nie wierzy. I po co udawać? Na siłę pobudzać w sobie tę pogodę ducha? Śmieją się, a ja patrzę w te oczy i widzę strach, niedoskonałość, wieczne dążenie do bycia lepszym, nieumiejętność sprostania wymaganiom innych. […] Ludzie wiedzą, jak sprawić, by inni poczuli się źle.